O księciu Dzierżykraju dwie opowieści

Przed tysiącem ponad lat, tam, gdzie teraz leży Człopa, rozciągała się kraina, którą rządził twardo, ale sprawiedliwie książę Dzierżykraj, Dzierżkiem również zwany. Dobrze swej ziemi strzegł ten książę, wszelkie najazdy sąsiednich władców dzielnie odpierał, sam zwady pierwszy nie szukał. Porządek na swej ziemi zaprowadził, zbójców wytępił, kupcy z dalekiego świata spokojnie mogli z towarami wędrować. Gród obronny zbudował na wzgórzu nad jeziorem, które zwane było w późniejszych wiekach Kamieniem.
Był więc książę władcą silnym, niezależnym, a i bogatym, cieszył się szacunkiem swoich podanych i sąsiadów. Lecz nawet i na niego przyszły trudne chwile – podczas jednej z walk, został trafiony zatrutą strzałą. Nikt nie potrafił znaleźć odtrutki, nie pomagały też modły, wznoszone w świętym gaju przez tamtejszych kapłanów, nie pomogły odprawiane czary. Dzierżykraj tracił siły z dnia na dzień i wszyscy wiedzieli, że już na śmierć się szykuje. Wtedy właśnie pojawił się wędrowiec, idący z Gniezna do Kołobrzegu. Poprosił o nocleg, którego mu chętnie udzielono, mimo smutku jaki panował na dworze. Gdy ów wędrowiec dowiedział się o nieszczęściu, jakie dotknęło księcia, obiecał przywrócić mu zdrowie. Dworzanie zaprowadzili go więc do łoża umierającego. Wędrowiec posmarował maścią rany, zdjął ze swej szyi krzyżyk, który miał zawieszony na rzemyku i wyszeptawszy słowa modlitwy położył go na piersiach księcia. Po kilku dniach książę zaczął powracać szybko do zdrowia. Minął zaledwie tydzień, gdy pełen sił Dzierżykraj, jak dawniej pełen sił, zwołał swych poddanych i obwieścił im nowinę - zdecydował, że przyjmie chrzest wraz ze swymi ludźmi. Zdziwili się wszyscy – wszak tyle lat nie zgadzał się książę na wprowadzenie nowej religii na swojej ziemi. Okazało się, że decyzja ta została podjęta pod wpływem słów nieznajomego wędrowca, który uratował życie księciu. Słysząc słowa podzięki, jakie Dzierżykraj skierował do niego po powrocie do zdrowia, skromnie rzekł:
- „To nie ja cię uzdrowiłem, życie zawdzięczasz Bogu, który wysłuchał mej prośby, jemu wdzięczność winieneś okazać”.
- „Złożę mu godną ofiarę” - rzekł Dzierżykraj.
- „Najlepszą ofiarę złożysz, jeśli wraz ze swoimi ludźmi chrzest przyjmiesz” – odparł cicho wędrowiec i wyszedł z komnaty skłoniwszy się lekko.
Wkrótce decyzja księcia została zrealizowana. Dzierżykraj przyjął chrzest, a wraz z nim przeszli na chrześcijaństwo wszyscy zamieszkujący jego ziemię.
Według innej legendy o Dzierżykraju, to nie jego wyzdrowienie a powrót do zdrowia ukochanej córki po ciężkiej chorobie sprawił, iż przyjął on chrzest.
A było to tak: Długie lata czekał Dzierżykraj na upragnionego potomka – miał wszytko, o czym zamarzył: władzę, szacunek sąsiadów, sławę, bogactwo, piękne, miłujące go żony. Brakowało jednak następcy, który, gdy pora przyjdzie, dziedziczyłby tę krainę.
Przez kilka lat książę Dzierżko składał bogate dary świętym gaju, a i do chramu Świętowida niezliczone ofiary przesyłał. Wreszcie na świat przyszła dzieweczka, przez najukochańszą żonę Dzierżykraja powita i chociaż to o syna książę bogów prosił, pokochał ją nad życie. Dał jej imię Cieszynka, aby wszyscy wiedzieli, jak wielką radość księciu sprawia jej istnienie. Rosła więc jego ukochana córeczka a wszyscy starali się każdy jej kaprys spełniać, nie tylko, aby się księciu przypodobać, ale i dlatego, że piękną, mądrą i miłą była dzieweczką. Jednak radości i kłopoty na przemian przychodzą – pewnego dnia Cieszynka źle się poczuła, nie chciała się bawić, posmutniała, jadło od siebie odsuwała, mimo, iż podawano jej najlepsze smakołyki. Wieczorem gorączka i dreszcze dokuczać jej zaczęły. Zwołano najlepszych znachorów, przybyli też kapłani, by wznosić modły o powrót Cieszynki do zdrowia. Nie pomagało nic – dziewczynka słabła i gasła z dnia na dzień, nawet nie wstając już sama z łoża. Książę szalał z rozpaczy, wyznaczył wielką nagrodę temu, kto uzdrowi jego córkę. Księżna całymi dniami płakała w swej komnacie. Wszyscy stracili już nadzieję, gdy pojawili się wędrowcy zdążający z Gniezna do Kołobrzegu. Poprosili o schronienie, by wypocząć przed dalszą drogą – książę nigdy nie odmawiał takim prośbom, więc wpuszczono ich do grodu, Dzierżykraj zaś na wieczerzę poprosił. Smutna to była wieczerza – ani książę, ani jego ludzie nie potrafili zapomnieć o smutku, ani myśleć o innych sprawach, niż choroba Cieszynki. Wędrowcy zapytali, czy mogą zobaczyć chorą – zrozpaczonemu ojcu błysnęła nadzieja – może przybysze z daleka znajdą jakoweś medykamenty i uratują jego dziecko? Tak właśnie się stało – przybysze pochylili na chorą, dotknęli jej czoła, po czym wydobyli z jednej ze swych sakw zioła. Przyrządzili wywar, który polecili podawać dziecku a sami modlić się zaczęli. Już następnego dnia Cieszynka uśmiechnęła się radośnie i poprosiła o swą ulubioną polewkę a po kilku dniach o własnych siłach wstała z posłania. Radość księcia Dierżykraja była ogromna, chciał hojnie obdarować dobroczyńców. Lecz oni odrzekli, że nie im wdzięczność Dzierżykraja się należy, lecz Bogu, którego o pomoc poprosili w swych modlitwach i dla którego swą wędrówkę podjęli.
Słowa te wielkie na księciu wrażenie zrobiły i poprosił aby mu o swym Bogu opowiedzieli. Wkrótce sam wierność postanowił właśnie temu Bogu przysięgać – przyjął więc chrzest, a wraz z nim i jego ludzie. Tak więc czy to jednej, czy drugiej legendy posłuchamy – właśnie dar uzdrowienia miał być przyczyną przyjęcia chrześcijaństwa na ziemiach w okolicy Człopy.
Autor \ źródło: Beata Stankiewicz\Legendy ziemi wałeckiej

Pojezierze wałeckie | Inne wiadomości:

WałczCzłopa
--- miejsce na reklamę ---

Martew
--- miejsce na reklamę ---

MarcinkowiceKłębowiec



VIP

  • Wybierz język
  • Zobacz też

Obserwacja przyrody

Rogaliki

Próchnowo

(niem. Alt Prochnow)

Fauna - Pojezierze Wałeckie

  • Polecamy
?>